Kathrine
Trup
Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Budziwój zdrój JEAH! xD
|
Wysłany: Sob 21:15, 15 Wrz 2007 Temat postu: Rozdział 29- 30 |
|
Rozdział 29 - Zaginiony Diadem
- Neville… co to… jak…?
Ale Neville rozpoznawszy Rona i Hermionę z radosnym krzykiem uściskał ich oboje. Im Harry dłużej patrzył na Neville’a, tym on gorzej wyglądał: jedno z jego oczu napuchło, było żółto- purpurowe, na twarzy miał wyżłobione znaki, i ogólnie jego oblicze dawało do zrozumienia że ma surowe życie. Mimo to, bił z jego oblicza blask radości gdy puścił Hermionę i powiedział znowu: Wiedziałem że przyjdziecie! Ciągle mówiłem Seamusowi że to kwestia czasu!
- Neville, co się tobie stało?
- Co? To? - Neville odrzucił pogardliwie głową. - To nic. Seamus ma gorzej. Zobaczycie. Zatem powinniśmy pójść? Och - obrócił się do Aberforha - Ab, możliwe że będzie trochę ludzi więcej.
- Trochę więcej? - powtórzył Aberforth niedbale - Co ty masz na myśli, mówiąc trochę więcej, Longbottom? Jest cisza nocna i są rzucone Zaklęcia Obronne na całą wioskę!
- Wiem, dlatego będą się teleportować prosto do baru. - powiedział Neville. - Po prostu przepuść ich przez przejście kiedy tu się zjawią, zrobisz to? Wielkie dzięki.
Neville wyciągnął swoją rękę do Hermiony i pomógł jej wspiąć się na gzyms kominka w kierunku tunelu, Ron podążył za nią, potem Neville. Harry zwrócił się do Aberfortha.
- Nie wiem jak ci dziękować. Uratowałeś nasze życie dwa razy.
- Zatem pilnuj ich - powiedział Aberforth szorstko - Możliwe, że nie będę uratować ich po raz trzeci.
Harry wspiął się na gzyms kominka ku dziurze za portretem Ariany. Były tam po jednej stronie równe kamienne schodki, wyglądało, że nie schodził po nich nikt od lat. Lampy z mosiądzu wisiały ze ścian, podłoga z ziemi była starta i równa, jak oni szli, ich cienie przesuwały się po ścianach.
- Jak długo to tutaj jest? - Zapytał Ron, jak oni wyruszyli. - To nie ma na Mapie Huncwotów, no nie Harry? Myślałem, że jest tylko siedem wyjść z szkoły?
- Zamknęli wszystkie z nich tuż przed początkiem roku - powiedział Neville. 0 Nie ma szansy wydostać się którymś z nich teraz, nie kiedy są tam klątwy, zaklęcia i smierciożercy i dementorzy czekający przy wejściu..- Zaczął iść tyłem, radośnie pijąc do nich (drinking them in). - Nie ważne… czy to prawda? Włamałeś się do Gringotta? Uciekłeś na smoku? Mówi o tym każdy i wszędzie, Terry Boot został zbity przez Carrowa za wrzeszczenie o tym w Wielkiej Sali przy obiedzie!
- Ta, to prawda? - powiedział Harry.
Neville śmiał się przepełniony radością.
- Co zrobiłeś ze smokiem?
- Uwolnił go na wolność - powiedział Ron - Hermiona chciała go zatrzymać jako zwierzątko domowe…
- Nie przesadzaj, Ron…
- Ale co ty tam robiłeś? Ludzie mówią, że ty po prostu tam poszedłeś na przejażdżkę, Harry, ale ja tak nie myślę. Myślę, że byłeś tam po coś.
- Masz rację - powiedział Harry - ale opowiedz nam o Hogwardzie, Neville, nie słyszeliśmy nic o nim.
- To... więc, to nie wygląda już na prawdziwy Hogwart - powiedział Neville, uśmiech z jego twarzy zniknął kiedy mówił - Wiesz coś o Carrowach?
- To dwójka śmierciożerców którzy uczą tutaj?
- Oni robią więcej niż uczą - powiedział Neville. - Oni zmieni cała dyscyplinę. Oni lubią karać, ci Carrowsi.
- Jak Umbridge?
- Nie, przy nich ona jest łagodna. Inni nauczycie zobowiązani są kierować nas do nich jeśli zrobimy cokolwiek złego. Jednak jeśli mogą omijają to. Można powiedzieć że oni wszyscy nienawidzą ich tak mocno jak my.
- Amycus, ten blondyn, on uczy Obrony Przed Czarną Magią, teraz wyłącznie tylko Czarnej Magii. Jesteśmy zobowiązani ćwiczyć zaklęcie Cruciatus na ludziach aresztowanych ludziach.
- Co?
Harry, Ron i Hermiona zjednoczyli głosy które poniosło się echem po przejściu.
- Taa - Powiedział Neville.- Dlatego mam jedną z nich - wskazał szczególnie głęboka ranę na jego policzku - ja odmówiłem zrobienia tego. Jednak niektórzy ludzie wchodzą w to, Crabbe i Goyle kochają to. Przypuszczam że, po raz pierwszy są najlepsi w czymkolwiek.
- Alecta, Amycusa siostra, uczy Muguloznawstwa które jest przymusowe dla każd**o. Wszyscy idziemy słuchać jej wyjaśnień dlaczego mugole są jak zwierzęta, głupi i brudni, i jak oni doprowadzi do tego że czarodzieje musieli się występnie ukrywać się przed nimi, i jak naturalny jest zamiar ponownego pojawienia się. Ta Jedna - wskazał inną szramę na swej twarzy - za zapytanie jej ile mugolskiej krwi ma ona i jej brat.
- Cholibka, Neville - powiedział Ron - to nie był czas i miejsce na mądre deklamacje.
- Ty jej nie słyszałeś - powiedział Neville - Ty też byś tego nie wytrzymał. Rzecz w tym, że to pomaga kiedy ludzie przeciwstawiają się im, to daje wszystkim nadzieje. Zauważyłem że, tak było kiedy ty to robiłeś, Harry.
- Ale oni użyli na tobie ostrego noża. - powiedział Ron drgnął nieznacznie właśnie minęli lampę i skaleczenia Neville’a uwypukliły się bardziej.
- To bez znaczenia. Oni nie chcą rozlać zbyt wiele czystej krwi, więc torturują nas trochę jeśli dyskutujemy ale nie chcą aktualnie nas zabić.
Harry nie wiedział co jest gorsze, myślenie o tym co powiedział Neville czy jego ton to -bez -znaczenia którym do nich mówił.
- Jedynymi ludźmi którzy są w prawdziwym niebezpieczeństwie, to ci którzy mają przyjaciół i krewnych na zewnątrz, którzy wpadli w kłopoty. Oni utrzymują zakładników. Stary Xeno Lovegood został pobity za zbytnią szczerość w Żonglerze, więc zaciągnęli ją do pociągu w drogę powrotną po Świętach.
- Neville, z nią wszystko w porządku, widzieliśmy ją…
- Taa, wiem, przesłała mi wiadomość.
Z swojej kieszeni wyciągnął złotą monetę, i Harry rozpoznał w niej jedną z fałszywych galeonów których używała Gwardia Dumbledore’a aby przekazywać sobie wiadomości.
- To było świetne - powiedział radośnie Neville do Hermiony. - Carrowsi nigdy nie zaskoczyli jak się komunikujemy, to doprowadzało ich do szału. Używaliśmy ich aby się wymykać w nocy i robić graffiti na ścianach: Gwardia Dumbledore’a, Nadal Rekrutuje, takie tam rzeczy. Snape nienawidził tego.
- Używaliście tego? - powiedział Harry, który zauważył, że mówi on w czasie przeszłym.
- Cóż, to stawało się coraz bardziej trudne z czasem jak działaliśmy - powiedział Neville - Straciliśmy Lunę w Święta i Ginny nigdy nie wróciła po Wielkanocy, ta trójka z nas była czymś w rodzaju liderów. Wydaje się, że Carrowsi wiedzieli, że ja stoję za większością tego, więc uwzięli się na mnie mocnej, a potem Michael Corner został złapany na uwalnianiu przykutych pierwszoroczniaków, i oni poddali go torturom dość bardzo. To straszni ludzie.
- Nie maluchy - wymamrotał Ron, przejście zaczęło nachylać się ku górze.
- Taa, cóż, nie mogłem prosić ludzi, aby przechodzili przez to co Michael, więc odpuściliśmy sobie takie popisowe rzeczy. Ale nadal walczyliśmy, robiąc podziemie, aż do paru tygodni temu. Wtedy chyba zdecydowali że jest tylko jedna droga żeby mnie zatrzymać, i pojechali po babcie.
- Oni co? - powiedzieli równocześnie Harry, Ron i Hermiona.
- Taa - powiedział Neville, lekko dysząc teraz, ponieważ przejście wznosiło się strzeliście - cóż, jak widzicie oni myślą. To rzeczywiście dobrze działa, porywając dzieci zmuszać ich krewnych do stosownego zachowania się, przy’szczałem, że kwestią czasu było to że oni przekręcą to w drugą stronę. Pomyślcie - zwrócił twarz do Harry’ego, i ten był zdziwiony widząc, że się uśmiecha - oni pochwycili się na trochę za dużo niż mogli przeczuwać po babci. Mała staruszka, czarownica mieszkająca samotnie, prawdopodobnie pomyśleli że nie trzeba posłać kogoś szczególnie potężnego. W każdym razie - Neville zaśmiał się - Dawlish jest nadal u św. Munga i babcia uciekła. Wysłała mi list. - Klapnął ręką na piersiową kieszeń jego szat - Mówi mi że jest ze mnie dumna, że jestem synem swoich rodziców, i żeby tak trzymał.
- Cool - odparł Ron.
- Taa - powiedział zadowolony Neville - Po tym całym zdarzeniu, uświadomili sobie, że nie mają żadnego powodu odraczać tego, zdecydowali że, Hogwart obejdzie się beze mnie. Nie wiem czy oni planowali zabić mnie albo posłać do Azkabanu, ale w każdym razie, wiem że to był czas aby zniknąć
- Ale - powiedział Ron, był skrajnie zmieszany - czy my... czy my nie idziemy prosto z powrotem do Hogwartu?
- Oczywiście - powiedział Neville - Zobaczysz. Jesteśmy tu.
Skręcili za rogiem i przed nimi był koniec przejścia. Kolejny krótki przedsionek doprowadził ich do drzwi takich jak te ukryte za portretem Ariany. Neville pchnął je otworzył i wspiął się przez nie. Harry podążył za nim, usłyszał Neville’a wołającego do niewidocznych ludzi: Patrzcie kto to jest! Nie mówiłem wam?
Kiedy Harry wynurzył się do pokoju nad przejściem, rozległo się kilka krzyków i wrzasków
- HARRY!
- To Potter, to POTTER!
- Ron!
- Hermiona!
Wrażenie kolorowych powierzchni, lamp i wielu twarzy wprawiło go w zakłopotanie. W następnym momencie zostali oni porwani w uściski, uderzani po plecach, ich włosy zostały zmącone, ich ręce potrząśnięte, wydawało się, że przeszły przez więcej niż dwadzieścia osób, mogłoby się zdawać że właśnie wygrali finał quidditcha.
- OK., OK., spokój! - zawołał Neville, i tłum się oddalił, Harry mógł dosięgnąć ich otoczenia.
Zrobił rekonesans całego pokoju. Był on ogromny i wyglądał raczej jak wnętrze szczególnie pełnego przepychu drewnianego domu, albo może gigantycznej kabiny statku,. Wielokolorowe hamaki wisiały z sufitu i z balkonu to otoczone ciemnymi drewnianymi panelami i pozbawionymi okien ścianami które były pokryte wiszącymi jasnymi transparentami. Harry zobaczył złotego lwa Gryffindoru uwidocznionego na szkarłacie, czarnego borsuka Hufflepuffa kontrastującego z żółcią i brązowego orła Revenclawu na błękicie. Jedynym nieobecnym był srebrny i zielony Slytherin. Były tam regały przepełnione książkami, parę mioteł podpartych o ściany i w kącie drewniane pudło radiokomunikatora.
- Gdzie jesteśmy?
- W Pokoju Życzeń, oczywiście! - powiedział Neville - Zaskakujący, nieprawdaż? Carrowsi ścigali mnie, i wiedziałem że mam jedną szansę na ukrycie się. Zdołałem przejść przez drzwi i to jest to co znalazłem! Cóż, to nie było całkiem takie kiedy przybyłem, był mniej ładowny, był tylko jeden hamak i wisiał tylko Gryffindor. Ale rozwijał się bardziej i bardziej jak przybyli z DG.
- I Carrowsi nie dostali się tutaj? - zapytał Harry, patrząc na drzwi.
- Nie - powiedział Seamus Finnigan, którego Harry nie poznał póki się nie odezwał, twarz Seamusa była posiniaczona i nadęta - Jest przygotowany jako kryjówka, tak długo jak jeden z nas zostaje tutaj, oni nie mogą wejść do nas, drzwi się nie otworzą. To wszystko położył Neville. On rzeczywiście dostał ten Pokój. Musisz poprosić o dokładnie to co potrzebujesz jak: „Nie chcę aby którykolwiek Carrowów dostał się do środka” i dostajesz to! Jedyne co musisz zrobić to upewnić się że zamknąłeś otwór! Neville to gościu!
- To jest całkiem proste, naprawdę - powiedział Neville skromnie. -Byłem tu dzień i pół, i zrobiłem się doprawdy głodny, zażyczyłem sobie czegoś do jedzenie, i wtedy przejście za głową wieprza się otworzyło. Kiedy przez nie przeszedłem spotkałem Aberfortha. On zaopatruje nas w jedzenie, ponieważ z jakiegoś powodu, to jest jedna z rzeczy których Pokój nie spełnia.
- Taa, cóż, jedzenie jest jednym z pięciu wyjątków Prawa Gampa z Elementarnej Transmutacji. - powiedział Ron, budząc ogólne zdumienie.
- Więc ukrywamy się tutaj prawie od dwóch tygodni - powiedział Seamus - i robimy większe ilości hamaków za każdym razem kiedy ich potrzebujemy, i nawet wznieśliśmy dość dobrą łazienkę niektóry dziewczyny zaczęły używać ją.
- Tak, uważam że, oni także lubią się myć w niej. - dodała Lavender Brown, której Harry nie zauważył póki się nie odezwała.
Teraz rozejrzał się należycie, rozpoznał wiele dobrze znanych twarzy. Były tam obie bliźniaczki Patil, Terry Boot, Ernie Macmillian, Antony Goldstein i Michael Corner.
- Chociaż, powiedźcie nam co wy robicie - powiedział Ernie - było tak wiele pogłosek, my próbowaliśmy utrzymywać przy was przez Obserwując Pottera - wskazał na radio. - Chyba nie włamaliście się do Gringotta?
- Zrobili to! - powiedział Neville - to o smoku to też prawda!
Rozległo się kilka oklasków i parę zachwytów, Ron złożył ukłon.
- Co później robiliście? - zapytał żarliwie Seamus.
Ale zanim ktokolwiek z nich mógł odparować pytanie którymś z ich własnych, Harry poczuł straszny, parzący ból na bliźnie błyskawicy. Pośpiesznie odwrócił się tyłem do ciekawskich i roześmianych twarzy, Pokój Życzeń zniknął, i stanął w środku zrujnowanej kamiennej rudery, zgniłe deski szemrały osobno pod jego stopami, nie schowana złota szkatułka leżała otwarta i oprócz dziury, pusta. Krzyk furii Voldemorta wibrował w jego głowie.
Z ogromnym wysiłkiem, wyciągnął się z umysłu Voldemorta, z powrotem wracając gdzie stał w Pokoju Życzeń, pot zalewał jego twarz a Ron podniósł go w górę.
- Dobrze się czujesz, Harry? - zobaczył Neville’a. - Chcesz usiąść? Może jesteś zmęczony, co?
- Nie - powiedział Harry, Spojrzał na Rona i Hermionę próbując powiedzieć im bez słów, że Voldemort właśnie odkrył że stracił jednego z Horkruksów. Czas upływał szybko: jeśli Voldemort wybierze następnie wizytę w Hogwarcie możliwie że stracą swoja szansę.
- Potrzebujemy coś zdobyć - powiedział, i oni wyraźnie powiedzieli mu że rozumieją.
- Co więc zatem mamy zrobić, Harry? - zapytał Seamus - Jaki jest plan?
- Plan? - powtórzył Harry. Użył całej swej mocy aby powstrzymać się ulec ponownie wściekłości Voldemorta, jego blizna nadal płonęła. -Cóż jest coś co my - Ron, Hermiona i ja - Musimy zrobić, i wtedy odejdziemy stąd.
Nikt więcej się nie zaśmiał albo zachwycił. Neville wyglądał na zmieszanego.
- Co masz na myśli mówiąc, „odejdziemy stąd”?
- Nie przyszliśmy tu aby zostać - powiedział Harry, trąc blizną próbując złagodzić ból. - Jest coś ważnego co musimy zrobić…
- Co to?
- Ja… Ja nie mogę wam powiedzieć.
Po tym rozległ się szmer szeptów, brwi Neville’a ściągnęły się.
- Dlaczego nie możesz nam powiedzieć? To coś do pokonania Sam-Wiesz-Kogo, prawda?
- Cóż, taa…
- Więc my pomożemy tobie.
Reszta członków Gwardii Dumbledore’a przytaknęła, niektórzy entuzjastycznie, niektórzy uroczyście. Paru z nich wstało z krzeseł aby zademonstrować swoją zdolność do natychmiastowej akcji.
- Wy nie rozumiecie - Harry’emu zdało się, że mówił to często w ciągu ostatnich kilku godzin. - My… my nie możemy powiedzieć wam. Musimy to zrobić… sami.
- Dlaczego? - zapytał Neville.
- Ponieważ…- W jego rozpaczy by rozpocząć szukanie Horkruksa, albo przynajmniej odbyć prywatna dyskusję z Ronem i Hermioną gdzie oni mogliby rozpocząć swe poszukiwania, Harry znajdował się w sytuacji, gdzie trudno było mu zebrać swoje myśli. Jego blizna nadal paliła. - Dumbledore zostawił naszej trójce tą pracę - powiedział ostrożnie - my nie zakładaliśmy mówić… to znaczy, on chciał abyśmy my to zrobili, tylko nasz trójka.
- My jesteśmy jego Gwardią - powiedział Neville - Gwardią Dumbledore’a. Mieliśmy być we wszystkim razem, mamy tu trwać, podczas gdy wasza trójka ma być poza, przy swoich własnych…
- To nie jest właściwie piknik, kolego - powiedział Ron.
- Nigdy tego nie powiedziałem, ale nie wiem dlaczego nie możecie nam zaufać. Każdy w tym Pokoju walczył i został wypędzony tutaj ponieważ Carrowsi polowali na każd**o. Każdy tutaj udowodnił, że jest lojalny Dumbledore’owi - lojalny tobie.
- Zobacz - zaczął Harry, nie wiedząc co chce powiedzieć, ale to było bez znaczenia, drzwi tunelu właśnie się za nim otworzyły.
- Dostaliśmy twoją wiadomość, Neville! Cześć wasza trójko, myślałam że, musicie tu być!
To była Luna i Dean. Seamus wydobył wielki ryk radości i pobiegł uściskać swoich najlepszego przyjaciela.
- Cześć, wszystkim!- powiedziała Luna radośnie - Och, jak świetnie wrócić!
- Luna - powiedział Harry z roztargnieniem - Co wy tu robicie? Jak wy…?
- Wysłałem do niej - powiedział Neville, trzymając w górze fałszywego galeona - Obiecałem jej i Ginny że jeśli ty tu wrócisz dam im znać. My wszyscy myśleliśmy że jeśli ty wrócisz, to z zamiarem rewolucji. Że my pójdziemy obalić Snape’a i Carrowów.
- Oczywiście to zamierzamy - powiedziała Luna wesoło. - Co nie, Harry? Będziemy walczyć aby wyrzucić ich z Hogwartu?
- Słuchajcie - powiedział Harry, odczuwał rosnącą panikę - Przykro mi, ale nie po to wróciliśmy. Jest coś co my musimy zrobić i potem…
- Zostawicie nas w tym bałaganie? - zapytał Michael Corner.
- Nie! - powiedział Ron - To co robimy przyniesie na końcu korzyści wszystkim, w wszystkim tym, chodzi o próbę uwolnienia od Sami-Wiecie-Kogo…
- Więc pozwólcie nam pomóc! - powiedział Neville ze złością - Chcemy się w to włączyć!
Rozległ się następny hałas za nimi i Harry się odwrócił. Jego serce zdawało się spadać, Ginny teraz wspięła się przez dziurę w ścianie, blisko za nią Fred, George i Lee Jordan. Ginny posłała Harry’emu promienny uśmiech, zapomniał albo nigdy nie doceniał jak ona jest piękna, ale nigdy nie był tak nie zadowolony widząc ją.
- Aberforth staje się odrobinę rozsierdzony - powiedział Fred, unosząc swoją rękę w odpowiedzi na kilka powitań. - On chce tysiąc galeonów i zamienia swój bar na stację kolejową.
Usta Harry’ego otworzyły się. Po prawej od Lee Jordana przyszła jego była dziewczyna Cho Chang. Uśmiechnęła się do niego.
- Dostałam wiadomość - powiedziała podnosząc swego własnego fałszywego galeona i poszłaby usiąść obok Michaela Cornera. Uśmiechnęła się do niego.
- Więc jaki jest plan, Harry? - powiedział George.
- Nie ma żadnego. - odparł Harry, ciągle zdezorientowany przez nagłe pojawienie się tak wielu ludzi, nie mógł zrobić czegokolwiek kiedy jego blizna ciągle paliła tak mocno.
- Wystarczy, że wyjdziemy i pójdziemy, co? To mój ulubiony rodzaj - powiedział Fred.
- Musisz to zatrzymać! - powiedział Harry Neville’owi - Co im przekazałeś że oni wszyscy wrócili? To obłęd…
- Będziemy walczyć, co nie? - powiedział Dean, biorąc swojego fałszywego galeona - Wiadomość mówi Harry wrócił, i idziemy walczyć! Ja zdobyłem różdżkę, przez…
- Ty nie masz różdżki…? - zaczął Seamus.
Ron skierował się nagle do Harry’ego.
- Dlaczego oni nie mogą nam pomóc?
- Co?
- Oni mogą pomóc - Ściszył głos tak, że nikt z nich nie mógł słyszeć oprócz Hermiony, która stała miedzy nimi. i powiedział: Nie wiemy gdzie on jest. Musimy znaleźć go szybko. Nie musimy mówić im że to Horkruks.
Harry spojrzał z Rona na Hermionę, która wyszeptała: Myślę, że Ron ma rację. Nie wiem nawet co szukamy, potrzebujemy ich. - i kiedy Harry wyglądał na nie przekonanego: Nie musisz robić wszystkiego sam, Harry.
Harry myślał szybko, jego blizna kłuła, jego głowa groziła prócz tego rozbiciem. Dumbledore ostrzegał go wobec mówienia komukolwiek oprócz Rona i Hermiony o Horkruksach. Sekrety i kłamstwa, tak rośniemy, i Albus… on był naturalnie… Zwrócił się do Dumbledore, ściskał swoje sekrety w swojej piersi, bał się prawdy? Ale Dumbledore zaufał Snape’owi i gdzie to doprowadziło? Do morderstwa na szczycie najwyższej wieży…
- W porządku - powiedział cicho do pozostałej dwójki - OK. - Zawołał głośno do Pokoju, i wszystkie hałasy skończyły się, Fred i George, którzy strzelali żartami dla korzyści tych najbliżej ich umilkli i wszyscy spojrzeli czujnie pobudzeni.
- jest coś co musimy znaleźć - Powiedział Harry - Coś… coś co pomoże nam obalić Sami-Wiecie-Kogo. To jest tu w Hogwarcie, ale nie wiemy gdzie. To może należało do Revenclaw. Czy ktokolwiek słyszał o takim przedmiocie? Czy ktokolwiek przechodził przy czymś z jej orłem na tym, na przykład?
Spojrzał z nadzieją ku małej grupce z Revenclawu, na Padmę, Michaela, Terry’ego i Cho, ale to usadowiona przy ramieniu krzesła Ginny, Luna odpowiedziała:
- Cóż, jest jej zagubiony diadem. Mówiła ci o tym, pamiętasz, Harry? Zagubiony diadem Revenclaw? Tata próbował zduplikować go.
- Taa, ale to zagubiony diadem - powiedział Michael Corner, przewracając oczyma - Jest zagubiony, Luna. W tym sedno sprawy.
- Kiedy został zagubiony? - zapytał Harry.
- Mówią że, wieki temu - powiedziała Cho, a serce Harry’ego stanęło. - Profesor Flitwick mówi że diadem zniknął z Revenclaw. Ludzie szukali go, ale - odwołała się do jej towarzyszy z Revenclawu - nikt nigdy nie znalazł śladu po nim, nikt co nie?
Wszyscy oni potrząsnęli głowami.
- Przepraszam, ale co to jest diadem? - zapytał Ron.
- To rodzaj korony - powiedział Terry Boot - ta Revenclaw prawdopodobnie ma magiczne właściwości, powiększa mądrość podczas noszenia.
- Tak, tatusiowe symptomy gnębiwtrysku…
Ale Harry uciął Lunie.
- I nikt z was nie wiedział nigdy niczego tak wyglądającego?
Wszyscy ponownie potrząsnęli głowami. Harry spojrzał na Rona i Hermionę i jego własne rozczarowanie odbiło się na nim. Przedmiot był zagubiony tak długo, i oczywiście bez śladu, nie wydawał się dobrym kandydatem na Horcruksa ukrytego w zamku… aczkolwiek nim sformułował nowe pytanie, Cho odezwała się ponownie.
- Ja widziałam co przypomina wyglądem diadem, mogłabym cię wziąć do naszego pokoju wspólnego i pokazać ci to, Harry? Nosi go statua Ravenclawu.
Blizna Harry’ego piekła ponownie, na moment Pokój rozpłynął się i zobaczył że zamiast tego unosi się ponad ciemną ziemia czuł wielkiego węża okalającego jego ramiona. Voldemort leciał ponownie, czy do podziemnego jeziora czy tutaj do zamku, tego nie wiedział, jednak był w drodze, pozostało tylko trochę czasu.
- On się przemieszcza - powiedział cicho do Rona i Hermiony. Spojrzał na Cho i potem z powrotem na nich - Słuchajcie, przyznaje nie jest wiele do kierowania, ale ja idę zobaczyć tą statuę, przynajmniej dowiem się jak diadem wygląda. Czekajcie na mnie tutaj i trzymajcie, no wiecie - innych - bezpiecznie.
Cho wstała na swe stopy, ale Ginny powiedziała dość ogniście.- Nie Luna zabierze Harry’ego zabierzesz, Luno?
- Och, tak, z przyjemnością - powiedziała Luna radośnie, i Cho usiadła ponownie, wyraźnie rozczarowana.
- Jak stąd wyjdziemy? - Zapytał Harry Neville’a.
- Tędy.
Poprowadził Harry’ego i Lunę do kąta, gdzie otworzył mały kredens, były tam spadziste schody.
- Wychodzą na zewnątrz gdzieś indziej każd**o dnia, więc od nie wiedzą gdzie szukać - powiedział - Jedyny kłopot w tym, że my kiedy wychodzimy, nigdy nie wiemy gdzie dokładnie się kończą,
- Nie ma problemy - odparł Harry - To na razie.
On i Luna pośiesznie weszli na schody, które były długie, oświetlone pochodniami i skręcały w niespodziewanych momentach. I wreszcie dotarli do ukazującej się solidnej ściany/.
- Wejdźmy pod nią - powiedział Harry do Luny, wyciągając pelerynę niewidkę i zarzucając ją na nich. Popchnął lekko ścianę.
Zniknęła pod jego dotknięciem i wyśliznęli się na zewnątrz, Harry obrócił się i zobaczył że, ściana powróciła ponownie. Stali w ciemny korytarzu. Harry odciągnął Lunę z cienia, wyszperał w woreczku na swej szyi i wyjął Mapę Huncwotów. Trzymając ja blisko nosa, szukał i znalazł jego i Luny kropki.
- Jesteśmy na piątym piętrze - wyszeptał, obserwując Filcha poruszającego się daleko od nich, korytarz wyżej. - Choćmy, tędy.
I Poszli. Harry wiele razy wcześniej grasował nocą po zamku, ale nigdy jego serce nie tłukła tak szybko. Nigdy nie zależało mu tak bardzo na bezpiecznym przejściu przez to miejsce. Przez kwadrat światła księżycowego padającego na podłogę, przeszli obok zbroi z hełmami, przeszli z dźwiękiem ich delikatnych kroków, przy rogach czając się żeby zobaczyć czy ktoś tam nie ma. Harry i Luna szli sprawdzając Mapę Huncwotów tylko kiedy światło na to pozwalało, dwa razy zrobili pauzę pozwalając minąć się przez ducha bez przyciągania uwagi na siebie. Spodziewał się napotkać przeszkodę w każdej chwili, najgorszą obawą był Irtek, więc nadstawiał swe uszy na każdym kroku by usłyszeć pierwsze najlżejsze oznaki pojawienia się poltergeistra.
- Tędy, Harry - powiedziała zduszenie Luna, szarpiąc go za rękaw i ciągnąc jego w kierunku spiralnych schodów.
Wspięli się po ich oszałamiających zwartych okręgach, Harry nigdy wcześniej tu nie był. Wreszcie dotarli do drzwi. Nie miały one klamki albo dziurki do klucza, nic oprócz wiekowego drewna i brązowej kołatki w kształcie orła.
Luna wyciągnęła bladą rękę, to wyglądało niesamowicie lecąca w powietrzu, niezwiązana z ramieniem lub ciałem. Zastukała raz, i w ciszy to zabrzmiał coś co przypominała Harry’ego wybuch z armaty. Potem dziób orła się otworzył, ale zamiast wydać ptasi trel, powiedział delikatnym muzycznym głosem: Co było pierwsze, feniks czy ogień?
- Hmm… jak myślisz, Harry? - powiedziała wyraźnie zamyślona Luna.
- Co? Nie macie po prostu hasła?
- Och, nie, musimy odpowiedzieć na pytanie - powiedziała Luna.
- Co jeśli odpowiesz źle?
- Cóż, będziesz musiał poczekać na kogoś kto odpowie poprawnie - powiedziała Luna - W ten sposób się uczysz, pojmujesz?
-Taa, problem w tym, że nie możemy tak długo czekać na kogoś innego, Luna.
- Nie, wiem co masz na myśli - powiedziała Luna poważnie - Cóż więc. Myślę że odpowiedź to że koło nie ma początku.
- Dobrze wywnioskowane. - powiedział głos, i drzwi otwarły się uchylając.
Rozwarty pokój wspólny Revenclawu był szeroki i okrągły, większy niż którykolwiek widzianych przez Harry’ego w Hogwarcie. Z wspaniałych staroświeckich okien rozmieszczonych równo na ścianach zwisały niebieskie i brązowe jedwabie. Za dnia Ravenclaw miał wspaniały widok na otaczające góry. Sufit był zaokrąglony, były pomalowane na nim gwiazdy odbijające się na ciemnoniebieskim dywanie. Były tam stoły, krzesła i póki książek i w niszy niedaleko drzwi stała wysoka statua z białego marmuru.
Harry uznał że to popiersie Roweny Revenclaw widząc ja w domu Luny. Statua stała obok drzwi które prowadziły jak zgadywał do dormitoriów powyżej. Podszedł prosto do marmurowej kobiety i zdawało się że, ona też na niego patrzy z badawczym pół uśmiechem na swej twarzy, i jeszcze z lekka onieśmielająco pięknym. Delikatnie wyglądającą replika diademu z marmuru była na szczycie jaj głowy. To nie przypominało tiary Fleur którą włożyła na swój ślub. Były wyryta na niej drobne słowa. Harry wyszedł z pod peleryny i wspiął się na cokół Revenclaw aby je przeczytać.
„ Rozum jest największym skarbem człowieka”
- Z którego was zdjąć śliczną skórkę, gamonie - powiedział rechotliwie głos.
Harry rozejrzał się dookoła, pośliznął się na cokole i wylądował na podłodze. Znad jego ramienia wylała się Alecto Carrow i stanęła przed nim, zanim Harry dosięgnął swej różdżki, ona nacisnęła opuszkiem wskazującego palca czaszkę i węża wypalonego na jej ramieniu.
Rozdział 30 - Dezercja Severusa Snape’a
Gdy jego palec dotknął znaku blizna Harrego eksplodowała, gwieździsty pokój zniknął z zasięgu wzroku, a on stał na skale poniżej klifu, morze obmywało wszystko dookoła niego, a w jego sercu gościł triumf - Mieli chłopaka.
Głośny huk przywrócił Harrego z powrotem do miejsca w którym stał. Zdezorientowany, uniósł swoja różdżkę, ale czarownica przed nim już upadała. Uderzyła o ziemię tak mocno że szkło w biblioteczce zadźwięczało.
- Nigdy nie ogłuszałam nikogo poza naszymi lekcjami GD - powiedziała Luna z lekkim zainteresowaniem
- To było głośniejsze niż przypuszczałam, że może być.- And sure enough, the celling had biegun to tremble Scurrying, niesione przez echo kroki stawały się coraz głośniejsze w miarę zbliżania się do drzwi wejściowych dormitorium. Rzucony przez Lunę urok obudził śpiący powyżej Rawenclaw.
- Luna, gdzie jesteś? Musze dostać się pod pelerynę-niewidkę!
Nogi Luny pojawiły się znikąd, pospieszył w jej kierunku a ona zarzuciła pelerynę na nich zanim drzwi zdążyły się otworzyć. Do pokoju wspólnego wlał się cały Rawenclaw, wszyscy byli w swoich piżamach. Dało się słyszeć okrzyki zdziwienia i zaskoczenia gdy zobaczyli, że Alecto leży nieprzytomna na podłodze. Powoli okrążyli ją jak wściekłą bestie, która w każdej chwili mogła się obudzić i zaatakować. Jeden mały odważny pierwszoroczniak błyskawicznie wyszedł na przód i dźgnął ją w plecy dużym palcem u nogi.
- Myślę, że ona może nie żyć!- krzyknął z uciechą
- Popatrz - wyszeptała wesoło Luna, gdy cały Rawenclaw stłoczył się wokół Alecto. - Oni są zachwyceni!
- Tak… świetnie…- gdy blizna zabolała Harry ponownie zanurzył się w umyśle Voldemorta…
Poruszał się wzdłuż tunelu prowadzącego do pierwszej jaskini… Chciał sprawdzić skrytkę przed powrotem…ale to nie zajmie mu dużo czasu… Odgłos pukania do drzwi pokoju wspólnego zmroził wszystkich Krukonów.
Po drugiej stronie kołatki w kształcie orła Harry usłyszał rozchodzący się miękki, śpiewny głos
- „Gdzie podziały się znikające obiekty?”
- Nie wiem, a powinienem? Zamknij je!.-odburknął grubiański głos w którym Harry rozpoznał brata Carrow- Amycusa
-Alecto? Alecto? Jesteś tam? Masz go? Otwórz drzwi!
Krukoni szeptali miedzy sobą, przerażeni. Później bez żadnego ostrzeżenia nadeszła seria głośnych huków, jak gdyby ktoś strzelał do drzwi z pistoletu.
-ALECTO! Jeśli on przyjdzie a my nie będziemy mieli Pottera - chcesz by stało się z tobą to samo co z Malfoyami? ODPOWIEDZ MI! - wrzeszczał Amycus waląc ze wszystkich sił w drzwi, ale te nadal się nie otworzyły. Krukoni oddalali się, a niektórzy najbardziej przerażeni zaczęli umykać w górę po klatce schodowej wiodącej do ich łóżek. Gdy Harry zastanawiał się czy wybuch nie powinien otworzyć drzwi i czy Stan Amicus może zrobić coś jeszcze przed przybyciem Śmierciożerców, drugi bardziej znajomy głos odezwał się za drzwiami.
- Mogę zapytać co pan robi, profesorze Carrow?
- Próbuje przedostać się przez te cholerne drzwi!- krzyknął Amycus- Pójdź i przyprowadź Fitwicka by natychmiast otworzył te drzwi!
- Czyż twoja siostra nie znajduje się w środku? - zapytała profesor McGonagall - Czy profesor Fitwick nie wpuścił jej wcześniej tego wieczoru, na twoje pilne rządanie? Być może ona może otworzyć dla ciebie drzwi? Wtedy nie będziesz musiał budzić połowy zamku.
- Ona nie odpowiada, ty stara miotło! Ty je otworzysz! Szybko! Zrób to natychmiast!
- Naturalnie, jeśli sobie tego życzysz - odpowiedziała profesor McGonagall ozięble.
Na kołatce była elegancka gałka, a śpiewny głos zapytał ponownie
- „Gdzie podziały się znikające obiekty?”
- Do niebytu, co oznacza wszystko- odpowiedziała profesor McGonagall
- Hasło przyjęte - odpowiedział zamek w kształcie orła, a wahadłowe drzwi otworzyły się. Kilkoro Krukonów pozostających w tyle szybko pobiegło schodami gdy Amycus wtargnął przez próg wywijając swoją różdżką. Garbił sie jak swoja siostra, miał blada psowatą twarz i małe oczy, które spoczęły na Alecto nieruchomo rozwalonej na podłodze. Amycus wydał z siebie wrzask furii i strachu.
- Co zrobiły te małe szczeniaki?- krzyknął- Będę torturował cruciatusem wielu z nich dopóki nie powiedzą kto to zrobił - a co powie Czarny Pan? - wrzasnął stojąc nad siostra i waląc się w czoło pięścią - Nie mamy go, a on zwiał i zabił ją!
- Ona jest jedynie ogłuszona - powiedziała niecierpliwie profesor McGonagall ciągle badając Alecto - Będzie z nią wszystko w porządku.
- Nie she bludgering well won’t - ryknął Amycus - Nie po tym Jak Czarny Pan ją złapie! Ona poszła i go powiadomiła, czuję jak mój znak płonie, on myśli że mamy Pottera!
- Macie Pottera? - powiedziała ostro profesor McGonagall - Co masz na myśli mówiąc „mamy Pottera”?
- On nam powiedział, że Potter może spróbować dostać się do wieży Rawenclawu, mieliśmy go powiadomić jeśli złapiemy Pottera!
- Czemu Harry Potter miałby próbowac dostać się do wieży Ravenclawu! Potter jest w moim Domu!(jest gryfonem)- Pod niedowierzaniem i złością, Harry usłyszał nutę dumy w jej głosie, a sentyment do Minerwy McGonagall wybuchł wewnątrz niego.
- On powiedział że Potter może tu przyjść - powiedział Carrow - Nie wiem czemu, powinienem?
Profesor McGonagall zatrzymała się a jej paciorkowate oczy omiotły pokój. Dwa razy zatrzymały się w miejscu gdzie stali Harry i Luna.
- Nie możemy tego zwalić na dzieci - powiedział Amycus,a jego przypominająca świnię twarz nagle stała się chytra - Tak, to jest właśnie to co zrobimy. Powiemy ze Alecto wpadła w zasadzkę dzieci, tych dzieci na górze- popatrzył do góry na lśniący sufit blisko dormitorium- I powiemy że oni zmusili ją siłą by nacisnęła swój Znak, i to dlatego on otrzymał fałszywy alarm… Może ich ukarać. Parę dzieci więcej czy mniej, co za różnica?
- To tylko różnica między prawda a kłamstwem, odwaga a tchórzostwem - powiedziała profesor McGonagall stając sie blada - Różnica, w skrócie, której ty i twoja siostra zdajecie się nie być zdolni docenić. Ale pozwól mi uczynić jedną rzecz bardzo jasną. Twoje niedorzeczności o uczniach Hogwartu nie przejdą. Nie powinnam na to zezwolić.
- Słucham? - Amycus posuwał się naprzód dopóki nie stanął niebezpiecznie blisko McGonagall, jego twarz była w zasięgu jej. Profesor nie oddaliła się ale patrzyła na niego z góry na dół jakby był czymś obrzydliwym przyklejonym do sedesu.
- To nie jest sprawa tego na co ty pozwolisz Minerwo. Twój czas Sie skończył. Co jest teraz pod kontrola jest nasze, a ty mnie poprzesz, albo przyjdzie ci za to zapłacić. - I wymierzył jej cios w twarz.
Harry szarpnął pelerynę-niewidkę z siebie, podniósł swoją różdżkę i powiedział
- Nie powinieneś był tego robić ! - Gdy Amycus obrócił się Harry krzyknął
- Crucio! - Śmierciożerca został podrzucony, z bólu skręcał się w powietrzu jakby tonął. Bity i wyjący w bólu z odgłosem miażdżenia i brzdęku szkła rozbił się o przód biblioteczki, połamany i nieprzytomny wylądował na podłodze.
- Widzę co Bellatrix miała na myśli - powiedział Harry, przepływająca przez jego mózg krew wrzała - Musisz naprawdę chcieć skrzywdzić tę osobę.
- Potter!- szepnęła profesor McGonagall trzymając się za serce - Potter jesteś tu! Co..? Jak…? - starała się zebrać w sobie.
- Potter to było głupie.
- On panią uderzył - powiedział Harry
- Potter, ja… to było bardzo... odważne z twojej strony… ale nie rozumiesz…?
- Tak, rozumiem - upewnił ją Harry. W pewien sposób jej panika opanowała go.
- Profesor McGonagall, Voldemort jest w drodze.
- O mamy pozwolenie by wymawiać jego imię teraz? - zapytała Luna z zainteresowaniem, ściągają z siebie pelerynę-niewidkę. Pojawienie się drugiego banity obezwładniło profesor McGonagall, która zachwiała się w tył i upadla na pobliskie krzesło jednocześnie chwytając za kołnierz swojej starej podomki w szkocką kratę.
- Myślę, że to jak go nazywamy nie robi żadnej różnicy - powiedział Harry do Luny - On i tak już wie gdzie ja jestem - w odległej części mózgu Harrego, połączonej ze złością i paląca blizną, mógł zobaczyć Voldemorta szybko płynącego przez ciemne jezioro w widmowej zielonej łódce… Właśnie przybył na wysepkę gdzie stała kamienna misa…
- Musisz uciekać - powiedziała profesor McGonagall - Teraz Potter, tak szybko jak tylko możesz!
- Nie mogę powiedział Harry - Jest coś co musze zrobić. Czy wie pani gdzie znajduje sie diadem Ravenclaw?
- D-ddiadem Rawenclaw? Oczywiście, że nie - nie został zagubiony wieki temu...- usiadła trochę prościej.
- Potter, to było szaleństwo, absolutne szaleństwo z twojej strony by pojawić się w tym zamku…
- Musiałem - powiedział Harry - Pani profesor, tu jest cos schowane, cos co spodziewam się znaleźć i to może być diadem - Gdybym tylko mógł porozmawiać z profesorem Fitwickiem…- dało się słyszeć odgłos ruchu, odgłos chrzęszczącego szkła. Amycu dochodził do siebie. Zanim Harry lub Luna mogli zareagować profesor McGonagall podniosła sie na nogi celując różdżka w zamroczonego Śmierciożercę:
- Imperio - Amycus podniósł się, podszedł do swojej siostry, podniósł jej różdżke, później posłusznie poszurał do profesor McGonagall i podał jej różdżkę siostry wraz z własną. Później położył się na podłodze niedaleko Alecto. Profesor McGonagall machnęła różdżką ponownie i długa połyskująco srebrna lina pojawiła się z rzadkiego powietrza - zakradła się dookoła Carrowsów wiążąc ich razem ciasno.
- Potter - powiedziała Profesor McGonagall, obracając się by patrzeć mu w twarz z doskonałą nieczułością w stosunku do kłopotów Carrowów
- Jeśli Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać naprawdę wie że jesteś tutaj - gdy to powiedziała gniew będący jak fizyczny ból buchnął w Harrym, pozostawiając jego Bliznę w ogniu. Przez parę sekund patrzył w dół na miednicę której mikstura stała się czysta i zobaczył że żaden złoty medalion nie jest złożony na dnie misy…
- Potter, nic ci nie jest? - powiedział głos i Harry powrócił. Trzymał ramie Luny by sam mógł ustać.
- Czas ucieka, Voldemort się zbliża, pani profesor, działam na rozkaz Dumbledora. Musze znaleźć co chciał żebym znalazł. Ale musimy wyprowadzić uczniów na zewnątrz podczas gdy ja będę przeszukiwał zamek
- To mnie chce Voldemort, ale nie będzie się przejmował zabiciem kilku więcej lub mniej, nie teraz - nie teraz kiedy wie że atakuję Horcruxy - Harry dokończył zdanie w swojej głowie.
- Działasz na rozkaz Dumbledora? odpowiedziała zaskoczona. Następnie powstała na nogi.
- Musimy zabezpieczyć szkołę kiedy ty będziesz szukać "TEGO" przeciw sam-wiesz-komu.
- Czy to możliwe?
- Tak myślę powiedziała profesor McGonagall wyraźnie. My nauczyciele jestesmy raczej dobrzy we władaniu magią. Jestem pewna, że będziemy w stanie powstrzymać go na chwilę, jeśli damy z siebie wszystko. Oczywiście trzeba coś zrobić z profesorem Snape.
- Pozwól mi... Jeśli Hogwart naprawdę stoi przed możliwością odwiedzenia go przez Czarnego Pana w rzeczy samej powinniśmy wydostać jak najwięcej niewinnych z jego drogi. Kiedy sieć fiuu jest pod obserwacją, a aportacja niemożliwa.
- Jest wyjście. rzucił szybko Harry, następnie wyjaśnił gdzie jest wejscie, i że prowadzi do świńskiego łba.
- Potter mówimy o setkach uczniów!
- Wiem pani Profesor, ale jeśli Voldemort i śmierciozercy koncentrują sie na szkole nikt nie zwróci uwagi na to co się dzieje w świńskim łbie.
- Coś w tym jest. - Potaknęła. Wycelowała swoją różdżkę w Carrowsów a srebrna sieć opadła na ich bezradne ciała, otaczając je i unosząc w powietrzu, gdzie dyndali pod niebiesko-złotym sufitem jak dwie ogromne wodne kreatury.
- Chodź musimy powiadomić innych opiekunów domów. Powinieneś lepiej założyć ten płaszcz spowrotem. Ruszyła do drzwi, a gdy podniosła swoją różdżkę, z jej konca wystrzeliły trzy srebrne koty, które widowiskowo przechadzały sie przed jej oczyma. Patronusy ruszyły przed siebie napełniając kręcone schody srebrnym światłem, profesor McGonagall, Harry i Luna pospiesznie zeszli na dół.
Wzdłóż korytaża na który dotarli, jeden po drugim patronusy ich opuściły. Spódnica w szkocką kratę profesor McGonagal zafalowała po podłodze. Harry i Luna, będąc wciąż pod płaszczem wskoczyli za profesor. Pokonali jeszcze dwa poziomy, kiedy inny cichy stukot nóg dołączył do ich własnego. Harry, którego blizna wciąż piekła usłyszał je pierwszy. Zaczął szukać w torbie na szyi mapy huncwotów, ale zanim zdążył ją wyciągnąć, McGonagall też wyglądała na zaniepokojoną tym towarzystwem. Zatrzymała się podnosząc swą różdźkę w pogotowiu do pojedynku, następnie powiedziała:
- Kto tam jest?
- To ja. Powidział ktoś niskim głosem.
Zza zbroi wyszedł Severus Snape.
Hary zagotował się na jego widok, zapomniał już szczegóły wyglądu Snape'a w zbrodni, której dokonał, zapomniał jak jego tłuste czarne włosy wisiały wokół jego cienkiej twarzy, jak jego oczy miały śmiertelnie oziębły wygląd. Nie miał na sobie piżamy, był ubrany w zwykły czarny płaszcz.
On także trzymał swoją różdźkę w pogotowiu.
- Gdzie są Carrowsi? - Zapytał cicho.
- Gdziekolwiek kazałeś im być, tak myślę Severus'ie.
Snape podchodził bliżej filtrując powietrze wokół profesor McGonagall jakby wiedział że Harry się tam znajduje. Harry podniósł swoją różdżkę gotowy do ataku.
- Miałem wrażenie - powiedział Snape - że Alecto zatrzymała intruza.
- Naprawdę? - powiedziała prof. McGonagall - Czym spowodowane było to wrażenie?
Snape wykonał nieznaczny ruch w kierunku swojej lewej ręki, gdzie na jego skórze wypalony był Mroczny Znak.
- Ale naturalnie- powiedziała profesor McGonagall - Twoi śmierciożercy mają swój własny sposób komunikacji, zapomniałam.
Snape zdawał się jej nie słyszeć. Jego oczy ciągle wpatrywały się w powietrze dookoła niej. Severus stopniowo przybliżał się.
- Nie wiedziałem że to twoja kolej na patrolowanie korytarzy Minerwo.
- Masz jakieś wątpliwości?
- Zastanawiam się co mogło wyciągnąć cię z łóżka o tak późnej porze?
- Myślałam że usłyszałam hałasy - powiedziała prof. McGonagall.
- Naprawdę? Ale wszystko wydaje się ciche... - Snape popatrzył jej w oczy.
- Widziałaś Harrego Pottera Minerwo? Bo jeśli tak muszę domagać się…
Profesor McGonagall ruszała się szybciej niż Harry mógłby w to uwierzyć. Jej różdżka przecięła powietrze. Przez ułamek sekundy Harry myślał, że Snape jest nieświadomy, ale szybkość jego Tarczy ochronnej zachwiała profesor McGonagall. Wymachiwała różdżką w kierunku ściany, która wyleciała z posad. Harry siłą usunął Lunę z malejącego płomienia, który stał się okręgiem ognia wypełniającym korytarz i lecącym jak lasso w kierunku Snape'a. Następnie nie było już ognia, ale wielki czarny wąż którego McGonagall przemieniła w dym, który w ułamku sekundy przemienił się, zastygł by stać się rojem ścigających sztyletów. Snape unikał ich tylko dzięki zmuszaniu pancernych zbroi do wystąpienia przed niego. Echo niosło huk dźwięczących noży, które jeden po drugim wbijały się w klatkę piersiową.
- Minerwa - powiedział piszczący głos. Ciągle osłaniając Lunę przed miotanymi zaklęciami Harry popatrzył w kierunku skąd dochodził dźwięk i zobaczył profesorów Fitwicka i Sprout przemierzających korytarz w piżamach. Profesor Slughorn sapał na końcu.
- Nie! - piszczał Fitwick, unosząc różdżkę - Nie zabijesz w Hogwarcie nikogo więcej - zaklęcie Fitwicka uderzyło pancerną zbroję za którą Snape się schronił. Z brzdękiem obudziła się do życia. Snape zmagał się z miażdżącymi rękami i odesłał je z powrotem do atakujących. Harry i Luna musieli zanurkować w bok by uniknąć zbroi gdy ta roztrzaskała się o ścianę. Kiedy Harry znów popatrzył w górę Snape był w środku bitwy, McGonagall, Fitwick i Sprout atakowali go. Przemknął przez drzwi do klasy i moment później usłyszeli krzyk McGonagall:
- Tchórz! TCHÓRZ!
- Co się dzieje, co się dzieje? - pytała Luna.
Harry podniósł ją na nogi i pognali korytarzem do opuszczonej klasy, wlekąc za sobą pelerynę-niewidkę. Profesor McGonagall, Fitwick i Sprout stali w roztrzaskanym oknie.
- Skoczył - powiedziała prof. McGonagall gdy Harry i Luna wbiegli do Sali.
- Masz na myśli że nie żyje? - Harry podbiegł do okna ignorując jęki szoku Fitwicka i Sprout spowodowane jego pojawieniem się.
- Nie, on nie umarł - powiedziała gorzko prof. McGonagall - W przeciwieństwie do Dumbledora on trzymał swoją różdżkę… i zdaje się że nauczył się kilku sztuczek od swojego mistrza.
Z ukłuciem grozy Harry zobaczył ogromny kształt przypominający nietoperza lecącego przez okalające mury.
Za nimi dało się słyszeć ciężkie odgłosy kroków i podmuch powietrza. Slughorn właśnie załapał:
- Harry! - dyszał masując swoja ogromną klatkę piersiową pod szmaragdowo-zieloną gładką piżamą.
- Mój kochany chłopcze… cóż za niespodzianka… Minerwo, wyjaśnij proszę… Severus… co?
- Nasz dyrektor robi sobie krótką przerwę - powiedziała McGonagall celując w okno z dziurą w kształcie Snape.
- Profesor McGonagall! - Harry uniósł rękę do czoła. Mógł zobaczyć jezioro inferiusów przepływających pod nim, poczuł jak widmowa zielona łódka wskakuje na podziemny brzeg, a Voldemort wysiadł z niej z morderstwem w sercu.
- Pani Profesor, musimy zabarykadować szkołę, on nadchodzi!
- Świetnie, Ten-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać nadchodzi. - Powiedziała innym nauczycielom. Sprout i Flitwick łapali oddech. Slughorn wypuścił cicho jęk.
- Potter ma robotę w zamku na rozkaz Dumbledore. Musimy umieścić na właściwym miejscu każdą ochronę, z której potrafimy skorzystać podczas, gdy Potter zrobi to co ma do zrobienia.
- Oczywiście, masz świadomość, że nic, co zrobimy nie będzie mogło bez końca powstrzymyać Sam-Wiesz- Kogo ? - pisnął Flitwick.
- Ale możemy go powstrzymywać.- powiedziała Professor Sprout.
- Dziękuję Ci, Pomono, - powiedziała Professor McGonagall, i między dwoma czarownicami nawiązało się ponure spojrzenie zrozumienia. Sugeruję, że zakładamy podstawową ochronę wokół miejsca, zbierzmy naszych studentów i spotkajmy się w Wielkiej Sali. Większość musi zostać ewakuowana, jednak jeśli którykolwiek z tych, którzy są dojrzali wiekiem chce zostać i walczyć, myślę, że powinna być im dana szansa.”
- Zgoda. - powiedziała Professor Sprout, już śpiesząc się w kierunku drzwi.
- Spotkamy się w Wielkiej Sali w ciągu dwadziestu minut z moim Domem. - A ponieważ uprawiała jogging szybko znalazła się poza zasięgiem ich wzroku, mogli tylko słyszeć jej szemranie,
- Tentacule, Diabelskie Sidła . And Snargaluff pods...tak, chciałbym zobaczyć, jak śmierciożercy walczą z nimi.
- Mogę działać stąd - powiedział Flitwick, i pomimo że ledwie widział z tąd, wycelował swoją różdżką przez rozbite okno i zaczął mamrotać skomplikowane zaklęcia. Harry słyszał dziwny rozdzierający hałas jakby Flitwick skierował siłę wiatru w stronę ziemi.
- Profesorze. - powiedział Harry, zbliżając się do małego mistrza czarów.
- Profesorze, przepraszam za przerwanie, ale to jest ważne. Czy ma pan jakikolwiek pomysł gdzie może być ukryty diadem Ravenclaw?
- Protego Horribillis ...diadem Ravenclaw? - pisnął Flitwick. - Mała dodatkowa mądrość nigdy nie idzie na marne, Potter..., ale myślę, że w tej sytuacji byłoby to nadużycie!
- Miałem tylko na myśli ... wiesz, gdzie to jest? Czy kiedykolwiek to widziałes?
- "Widziałeś to!” Odkąd sięgam pamięcią nikt tego nie widział! Zostało to stracone bardzo dawno temu, chłopcze.
Harry czuł mieszaninę zdesperowania, rozczarowania i paniki. Czym więc był Horkruks?
- Powinniśmy spotkać się z tobą i osobami z Ravenclawu w Wielkiej Sali Filius!!! - powiedziała Profesor McGonagall, kiwając, by Harry i Luna, poszli za nią. Właśnie dotarli do drzwi, kiedy Slughorn zachrząkał.
- Moje słowo... - wydyszał. Zaczął bladnąć i pocić się pod morsim wąsem.
- ...! Nie jestem pewny czy to jest mądre posunięcie,Minevro. On z pewnością znajdzie wejście, a kto będzie próbował opóźnić jego przybycie znajdzie się w poważnym niebezpieczęstwie. Najpoważniejszym niebezpieczeństwie!
- Będę oczekiwała ciebie i Ślizgonów w Wielkiesj Sali za dwadzieścia minut. - powiedziała Profesor McGonagall.
- Jeśli chcesz odejść ze swoimi studentami, nie zatrzymamy cię. Ale, jeśli każdy z nas usiłuje sabotować i wziąć sprawy w swoje ręce, Horacy, będzięmy się pojedynkować, by zabić.
- Minervo...! - zawołał, osłupiały.
- Zbliża się czas, by dowiedzieć się o lojalności Slitherinu! - przerwała mu Professor McGonagal.
- Pójdź i obudź swoich studentów, Horacy.
Harry nie został, by patrzeć jak Slughorn tryska śliną. Razem z Luną poszli za Profesor McGonagall i stanęli po środku korytarza podnosząc różdżki.
- Pertotum ...och, Filch, nie teraz ... - człowiek w podeszłym wieku, dozorca właśnie przyszedł utykając, krzycząc "Studenci nie w łóżkach! Studenci na korytarzach!”
- Oni spodziewają się ciebie jako rażącego idioty! - krzyczała Mc Gonnagall. - Teraz idź i zrób coś sensownego. Znajdź Irytka!
- Irytka? - wymamrotał Filh tak jakby nigdy wcześniej nie słyszał tego imienia.
- Irytka, głupcze, Irytka! Nie narzekałeś przypadkiem na niego przez ostatnie ćwierć wieku? Idź i znajdź go.
Filch niewątpliwie pomyślał, że profesor McGonagall odeszła od zmysłów, odkuśtykał, przygarbiwszy ramiona, mamrocząc pod nosem.
- A teraz ... Piertotum Locomator! - krzyczała profesor McGonagall. I wszędzie wzdłuż korytarza pomniki i zbroje zeskoczyły ze swoich postumentów, i po dudniących echem hukach na piętrach wyżej i niżej, Harry wiedział, że wszystkie pozostałe w całym zamku zrobiły to samo.
- Hogwart jest zagrożony! - krzyczała profesor McGonagall. - Ludzie granic, chrońcie nas, wypełnijcie swoją powinność wobec szkoły!
Stukając i wrzeszcząc, armia ruchomych statuł przeszła obok Harry’ego, niektóre mniejsze, inne większe niż żywi ludzie. Były też zwierzęta i szczękające zbroje wymachujące mieczami i kolczastymi kulami na łańcuchach.
- Teraz, Potter - powiedziała McGonagall - byłoby lepiej, gdybyś ty i panna Lovegood wrócili do waszych przyjaciół i przyprowadzili ich do Wielkiej Sali... Powinnam obudzić innych Gryfonów.
Wyszli na szczyt następnych schodów, Harry i Luna odwracając się przodem do ukrytego wejścia do Pokoju Życzeń. Kiedy biegli spotykali grupki uczniów, w większości mających płaszcze podróżne założone na piżamy, prowadzonych na dół do Wielkiej Sali przez nauczycieli i prefektów.
- To był Potter!
- Harry Potter!
- To był on, przysięgam, po prostu go widziałem!
Ale Harry nie oglądał się, aż znaleźli wejście do Pokoju Życzeń, Harry pochylił się przed zaczarowaną ścianą, która otworzyła się by ich wpuścić, on i Luna zbiegli prędko po stromych schodkach.
- Co...?
Kiedy pokój pojawił się na widoku, Harry ześliznął się z kilku schodków w szoku. Pokój był zapakowany, o wiele bardziej zatłoczony niż wtedy, kiedy w nim ostatnio przebywali. Kingsley i Lupin patrzyli na niego, tak jak Oliver Wood, Katie Bell, Angelina Johnson i Alicia Spinnet, Bill i Fleur, i pan i pani Weasley.
- Harry, co się dzieje? - powiedział Lupin, spotykając go na schodach.
- Voldemort jest w drodze, barykadują szkołę... Sneape uciekł... Co wy tu robicie? Skąd wiedzieliście?
- Wysłaliśmy wiadomości do reszty Gwardii Dumbledore’a - wyjaśnił Fred.
- Nie myślałeś, że wszyscy przegapią zabawę, Harry, i GD powiadomiło Zakon i dalej to już jest jak lawina.
- Co najpierw, Harry? - zawołał George. - Co się dzieje?
- Ewakułują młodsze dzieci i wszyscy spotykają się w Wielkiej Sali, żeby się zorganizować - powiedział Harry. - Walczymy.
Odpowiedział mu wielki ryk i ruch w stronę schodów, został przygnieciony do ściany, kiedy biegli obok niego, wymieszani członkowie Zakonu Feniksa, Gwardii Dumbledore’a i starej drużyny Quiditcha Harry’ego, wszyscy ze wzniesionymi różczkami wychodzili na główny zamek.
- Chodź, Luna - zawołał Dean, kiedy ich mijał, wyciągając swoją wolną rękę, ona chwyciła ją i podążyła za nim w górę schodów. Tłum topniał. Tylko niewielka grupka ludzi pozostawała z tyłu w Pokoju Życzeń i Harry przyłączył się do nich. Pani Weasley zmagała się z Ginny. Wokół nich stali Lupin, Fred, George, Bill i Fleur.
- Jesteś za młoda! - pani Weasley krzyczała na córkę kiedy Harry podszedł. - Nie pozwolę na to! Chłopcy, tak, ale ty, ty musisz iść do domu!
- Nie pójdę. - włosy Ginny powiewały, kiedy wyrwała ramię z uścisku matki. - Jestem w Gwardii Dumbledore’a...
- Banda nastolatków!
- Banda nastolatków zaraz stanie do pojedynku z nim, czego nikt inny nie miał śmiałości zrobić! - powiedział Fred.
- Ona ma szesnaście lat! - wrzeszczała pani Weasley. - Nie jest wystarczająco dorosła! Co wy dwoje sobie myśleliście zabierając ją ze sobą...
Fred i George wyglądali na lekko zawstydzonych
- Mama ma rację, Ginny - powiedział Bill łagodnie. - Nie możesz tego zrobić. Wszyscy niepełnoletni będą musieli stąd odejść, to jedyne wyjście.
- Nie mogę iść do domu! - krzyczała Ginny, łzy złości błyszczały w jej oczach. - Cała moja rodzina jest tutaj, nie mogę znieść samotnego czekania tutaj i niewiedzy, i... - jej wzrok napotkał Harry'ego. Spojrzała na niego błagalnie, ale on potrząsnął głową.
- ...w porządku - powiedziała gapiąc się na wejście do tunelu prowadzącego do Świńskiego Łba - Chyba sie już pożegnamy...
Nagle nastąpiło wielkie uderzenie. Ktoś wyszedł z tunelu chwiejnym krokiem i upadł. Wdrapał sie na najbliższe krzesło i rozejrzał.
- Spóźniłem się? Zaczęło się? Dopiero co się dowiedziałem więc ja.....ja.... - Percy mamrotał coś pod nosem. Widocznie nie spodziewał się przybycia do rodziny. Nastąpiła chwila milczenia przerwana przez Fleur, która zwróciła się do Lupina.
- Wsystko dobzie z Teddy?
Lupin zamrugał zaskoczony. Cisza pomiędzy Wesleyami wydawała się krzepnąć jak lód.
- Taa nic mu nie będzie.....jest z nim Tonks i jej matka.
Percy i reszta Weasley'ów wciąż wpatrywali się w siebie, zmrożeni.
- Zaraz...czy wziąłem zdjęcie? - Lupin wyciągnął zdjęcie z kurtki i podał Harremu i Fleur.
Widniało na nim małe dziecko machające kępką świecących turkusowych włosów.
- Byłem głupcem!! - krzyknął Percy, aż Lupinowi upadło zdjęcie. - Idiotą !! Bałwanem !! Byłem...
- ...kochającym ministra, wypierającym się rodziny debilem - dokończył Fred.
- Tak - mruknął Percy.
Pani Wesley wybuchła płaczem, podbiegła do Percy'ego i przytuliła go z całej siły. Po chwili Percy podniósł wzrok i powiedział:
- Przepraszam tato.
Pan Wesley mrugnął do niego i także przytulił.
- Musimy się wydostać z ministerstwa, a to raczej nie będzie łatwe, oni ciągle więzić zdrajców. Zdecydowałem się skontaktować z Aberforthem, który powiedział mi 10 min. temu że Hogwart zmierza do walki, więc przybywam.
- Zatem, będziemy patrzeć jak nasz prefekt pokieruje i zobimy podobnie - powiedział George naśladując Percyego - Więc choćmy walczyć!
- Więc jesteś moją szwagierką - powiedział Percy ściskając dłoń Fleur i szybko podeszli w kierunku klatki schodowej z Billem, Fredem i Georgem.
- Ginny - Wrzasnęła Pani Wesley.
Ginny właśnie miała zamiar pod osłoną pojednania wyjść z nimi.
- Molly - powiedział Lupin - Może Ginny niech zostanie tu, będzie wiedziała co się dzieje, lecz nie będzie musiała nie bardzo narażać.
- Dobry pomysł. Ginny zostajesz tutaj, zrozumiałaś? - dodał szybko Artur.
Ginny wydawała się nie być zachwyconą tym pomysłem, lecz skinęła ze spuszczoną głową.
Artur, Molly i Lupin skierowali się ku schodom.
- Gdzie Ron i Hermiona ? - zapytał Harry.
- Poszli do Wielkiej Sali - odpowiedziała pani Weasley nad jego barkiem.
- Nie widziałem żeby mnie mijali!
- Mówili coś o łazience, zaraz po tym jak zniknąłeś - szepneła Ginny.
- O łazience?
Harry kroczył ku otwartym drzwiom, opuszczając pokój życzeń. Sprawdził łazienkę lecz ta była pusta.
- Jesteś pewna że chodziło im o łazien... - i wystraszył się widokiem znikającego pokoju życzeń.
Patrzył na wysokie metalowe wrota z wyrzeźbioną łódką ze skrzydłami na filarach, na ciemny grunt zamku oświetlony płomieniami. Nagini ułożyła się wokół jego ramion. Był opanowany tym zimnem, okrutnym sensem celu jaki poprzedzał morderstwo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|