Kathrine |
Wysłany: Sob 21:18, 15 Wrz 2007 Temat postu: Epilog |
|
Rozdział 37 - Epilog
Dziewiętnaście Lat Później
Jesień nastała nagle w tym roku. Ranek pierwszego września szeleścił jak jabłonie, podczas gdy mała rodzinka przeciskała się przez zatłoczoną ulicę, w kierunku wielkiego dworca, opary z rur wydechowych i oddech pieszych iskrzyły się jak pajęczyna w zimnym powietrzu. Dwie duże klatki świergotały na obciążonych wózkach, pchanych przez rodziców; sowy wewnątrz nich zagwizdały niespokojnie, a mała, czerwonowłosa dziewczynka szła bojaźliwie za swoimi braćmi, trzymając się ręki ojca.
"Już niedługo i też będziesz mogła jechać," powiedział jej Harry.
"Ale za dwa lata," wymamrotała Lily. "Chcę jechać teraz!" Przechodnie gapili się z zainteresowaniem na sowy, kiedy rodzina przepychała się w kierunku barierki pomiędzy platformami dziewiątym i dziesiątym, głos Albusa dotarł do Harry'ego ponad otaczającym harmidrem; jego synowie wznowili dyskusję, którą zaczęli w samochodzie.
"Nie będę! Nie będę Ślizgonem!"
"James, daj mu spokój!" powiedziała Ginny.
"Ja tylko powiedziałem, że mógłby być," odpowiedział James, szczerząc się do młodszego brata. "nie ma w tym nic złego. Może przecież trafić do Slytherinu", ale widząc wzrok matki James przerwał. Piątka Potterów zbliżyła się do barierki. Z lekko próżnym spojrzeniem przez ramię na młodszego brata, James wziął wózek od matki i zaczął biec. Chwilę później zniknął.
"Pisaliśmy do Jamesa trzy razy w tygodniu w zeszłym roku," powiedziała Ginny.
"I nie wierz we wszystko, co mówi ci o Hogwarcie," wtrącił Harry. "Twój brat lubi żartować." Ramię przy ramieniu pchnęli drugi wózek naprzód, nabierając prędkości. Gdy dotarli do barierki, Albus wzdrygnął się, ale zderzenie nie nastąpiło. Zamiast tego, rodzina pojawiła się na peronie dziewięć i trzy czwarte, pokrytym przez grubą, białą parę, która pochodziła od szkarłatnego Hogwart Ekspresu. Niewyraźne postacie przedzierały się przez mgłę, w której James już zniknął.
"Gdzie oni są?" zapytał Albus z niepokojem, spoglądając na niewyraźnie sylwetki, które mijali idąc wzdłuż peronu.
"Znajdziemy ich," powiedziała Ginny uspokajająco.
Ale para była gęsta i trudno było rozpoznać czyjeś twarze. Oderwane od ich właścicieli, głosy brzmiały nienaturalnie głośno, Harry'emu wydawało się, że usłyszał Percy'ego omawiającego wyraźnie regulamin dotyczący mioteł i był całkiem zadowolony z pretekstu, aby się nie zatrzymywać i przywitać...
"Myślę, że to oni, Al," powiedziała nagle Ginny.
Czwórka osób wyłoniła się z mgły, stojąca obok ostatniego wagonu. Ich twarze stały się wyraźnie, dopiero, kiedy Harry, Ginny, Lily i Albus podeszli blisko nich.
"Cześć," powiedział Albus, któremu najwyraźniej ulżyło.
Róża, która miała już na sobie nowiutkie szaty Hogwartu, uśmiechnęła się do niego.
"I jak, dobrze zaparkowałeś?" Ron zapytał Harry'ego. "Mi się udało. Hermiona nie wierzyła, że mógłbym zdać mugolski egzamin na prawo jazdy, słyszysz? Myślała, że musiałbym Skonfundować egzaminatora."
"Właśnie, że nie," powiedziała Hermiona ", absolutnie w ciebie wierzyłam."
"Właściwie, to jednak go Skonfundowałem," szepnął Ron do Harry'ego, gdy razem wnosili kufer i sowę Albusa do pociągu. "zapomniałem patrzeć we wsteczne lusterko, ale powiedzmy sobie szczerze, mogę przecież używać do tego Czaru Wykrywania."
Z powrotem na peronie, znaleźli Lily i Hugo, młodszego brata Róży, prowadzących ożywioną rozmowę na temat tego, do jakiego domu trafią kiedy już będą w Hogwarcie.
"Jeżeli nie będziesz w Gryffindorze, wydziedziczymy cię," powiedział Ron, "ale nie stresuj się."
"Ron!"
Lily i Hugo zaśmiali się, ale Albus i Róża wyglądali na przestraszonych.
"Nie mówił serio," powiedziały Hermiona i Ginny, ale Ron nie zwracał już na to uwagi. Chwytając spojrzenie Harry'ego, kiwnął znacząco głową w kierunku miejsca oddalonego o jakieś pięćdziesiąt jardów. Para przerzedziła się na chwilę, stała tam trójka, z wyraźną ulgą na widok przechodzącej mgły.
"Zobacz, kto to."
Draco Malfoy stał tam, razem z jego żoną i synem, w ciemnym płaszczu zapiętym pod szyję. Na włosach miał zakola, które podkreślały nieco jego szpiczasty podbródek. Nowy chłopiec przypominał Draco tak samo, jak Albus przypominał Harry'ego. Draco spostrzegł Harry'ego, Rona, Hermionę i Ginny gapiących się na niego, kiwnął szorstko głową i znów się odwrócił.
"Więc to jest mały Scorpius," powiedział Ron pod nosem. "Upewnij się, że pokonasz go w każdym teście, Różyczko. Dzięki Bogu, że odziedziczyłaś inteligencje po matce."
"Ron, na litość boską," powiedziała Hermiona, w połowie sroga, w połowie rozbawiona. "nie próbuj nastawiać ich przeciw sobie, zanim jeszcze nie zaczęli nawet szkoły!"
"Masz rację, przepraszam," powiedział Ron, ale, nie mogąc sobie inaczej pomóc, dodał, "jednak nie spoufalaj się z nim za bardzo, Różyczko. Dziadek Weasley nigdy by ci nie wybaczył cię, jeżeli wyszłabyś za kogoś czystej krwi."
"Hej!"
James pojawił się ponownie; pozbył się już swojego kufra, sowy i wózka i najwyraźniej przynosił jakieś wieści.
"Teddy jest tutaj," powiedział bez tchu, wskazując w tył ponad swoim ramieniem na falujące chmury pary. "Właśnie się z nim widziałem! I zgadnijcie, co robi? Podrywa Wiktorię!"
Przyglądał się dorosłym, najwyraźniej rozczarowany brakiem reakcji.
"Nasz Teddy! Teddy Lupin! Podrywa naszą Wiktorię! Naszą kuzynkę! Spytałem się Teddy'ego, co on wyprawia --"
"Przeszkodziłeś im?" powiedziała Ginny. "Jesteś jak Ron --"
"-- i on powiedział, że przyszedł ją odprowadzić! I żebym spływał. On ją podrywa!" James dodał, jak gdyby się martwił, że nie wyraził się wystarczająco jasno.
"Och, byłoby cudownie, gdyby się pobrali!" wyszeptała Lily z przejęciem." Teddy stałby się wtedy prawdziwym członkiem naszej rodziny!"
"On już i tak przychodzi do nas na obiad około cztery razy w tygodniu," powiedział Harry "Dlaczego więc nie zaprosić go do mieszkania z nami na stałe i skończyć z tym."
"Super!" powiedział James entuzjastycznie. "nie mam nic przeciwko mieszkaniu z Alem-- Teddy mógłby mieć mój pokój!"
"Nie," powiedział ostro Harry, "ty i Al będziecie dzielić pokój dopiero wtedy, gdy będę chciał zburzyć swój dom."
Sprawdził godzinę na poturbowanym, starym zegarku, który kiedyś należał do Fabiana Prewetta.
"Już prawie jedenasta, lepiej żebyście wsiedli do środka."
"Nie zapomnij uściskać od nas Nevilla!" Powiedziała Ginny do Jamesa, kiedy go przytulała.
"Mamo! Nie mogę uściskać profesora!"
"Ale znasz Nevilla--"
James przewrócił oczami.
"Normalnie tak, ale w szkole jest on Profesorem Longbottom, co nie? Nie mogę wejść na Zielarstwo i go wyściskać..."
Kręcąc głową wobec naiwności jego matki, dał upust uczuciom dając kopniaka Albusowi.
"Do zobaczenia później, Al. Uważaj na testrale."
"Myślałem, że są niewidzialne? Mówiłeś, że są niewidzialne!" Ale James tylko się zaśmiał się, pozwolił się ucałować matce, szybko uścisnął ojca i wskoczył prędko do zapełniającego się pociągu. Widzieli, jak pomachał, a następnie pobiegł sprintem poprzez korytarz, by przyłączyć się do swoich przyjaciół.
"Testralami nie należy się martwić," Harry zapewnił Albusa. "Oni są delikatnymi stworzeniami, nie ma w nich nic przerażającego. Poza tym, nie dotrzesz do szkoły powozem, tylko przypłyniesz w łódce."
Ginny pocałowała Albusa na pożegnanie.
"Do zobaczenia na Gwiazdkę."
"Do widzenia, Al," powiedział Harry, gdy jego syn go uściskał. "nie zapominaj, że Hagrid zaprosił ciebie na herbatkę w następny piątek. Nie zadzieraj z Irytkiem. Nie pojedynkuj się z nikim, dopóki nie nauczysz się jak. I nie pozwól, aby James cię wkręcał."
"A jeśli będę w Slytherinie?" Szept był przeznaczony tylko dla jego ojca i Harry wiedział, że tylko moment odjazdu mógł zmusić Albusa do ujawnienia, jak bardzo i szczerze się tego obawiał.
Harry przykucnął, aby twarz Albusa znalazła się nieznacznie nad jego własną. Jako jedyny z trójki dzieci Harry'ego, Albus odziedziczył oczy po Lily.
"Albusie Severusie," Harry powiedział cicho, tak, że nikt oprócz Ginny nie mógł tego usłyszeć, a ona była wystarczająco uprzejma, by udać, że macha do Róży, która była już w pociągu, "zostałeś nazwany na cześć dwóch dyrektorów Hogwartu. Jeden z nich był Ślizgonem i najprawdopodobniej był najdzielniejszym człowiekiem, jakiego znałem."
"No, ale powiedz--"
"--wtedy Dom Slytherina zyska doskonałego ucznia, nieprawdaż? To nie ma dla nas znaczenia, Al. Jeśli to ma ci pomóc, wiedz, że będziesz mógł wybrać pomiędzy Gryffindorem i Slytherinem. Tiara Przydziału bierze pod uwagę twój wybór."
"Naprawdę?"
"Zrobiła tak w moim przypadku," powiedział Harry.
Nigdy nie mówił o tym żadnemu ze swoich dzieci i widział zdumienie na twarzy Albusa, gdy to powiedział. Ale teraz drzwi trzaskały wzdłuż szkarłatnego pociągu, zamazane rysy rodziców pchały się do pożegnalnych buziaków i ostatnich rad. Albus skoczył do wagonu i Ginny zamknęła za nim drzwi. Uczniowie wychylali się z okien najbliższych im. Ogromna liczba twarzy, zarówno w pociągu, jak i przed, wydawała się zwracać ku Harry'emu.
"Dlaczego oni wszyscy się gapią?" dopytywał się Albus, kiedy on i Róża również wyciągnęli szyję by popatrzeć na innych wokoło.
"Nie martw się tym," powiedział Ron. "To przeze mnie, jestem niezmiernie sławny."
Albus, Róża, Hugo i Lily zaśmiali się. Pociąg zaczął jechać i Harry szedł obok niego, obserwując chudą twarz jego synka, już rozpromienioną z podniecenia. Harry nie przestawał uśmiechał się i machać ręką, chociaż to było trochę bolesne, patrząc, jak jego syn oddala się od niego...
Ostatni ślad pary rozpłynął się w powietrzu jesieni. Pociąg zakręcił za rogiem. Ręka Harry nadal była uniesiona pożegnalnie.
"Nic mu nie będzie," mruknęła Ginny.
Gdy Harry na nią spojrzał opuścił rękę z roztargnieniem i dotknął blizny w kształcie błyskawicy na swoim czole.
"Wiem, że nie." blizna nie bolała Harry’ego od dziewiętnastu lat. Wszystko było w porządku. |
|